Janek, OuQier: rozmowa o szacunku do butów, nieśmiertelności customu i trudnych porankach

Potrzebujesz ok. 13 min. aby przeczytać ten wpis

Customizacja obuwia to stosunkowo nowy gatunek rękodzieła, który – pomimo krótkiego stażu – wzbudza duże zainteresowanie. OuQiera na Instagramie śledzi obecnie ponad 40 tysięcy osób. Jak do tego doszło, że dziś utrzymuje się wyłącznie ze swojej pasji? Dowiecie się z naszej rozmowy.

Cześć! Fajnie, że znalazłeś czas, bo przypuszczam, że nie masz go turbo dużo.

No jest co robić (śmiech).

Przygotowując się do rozmowy „przekopałam się” przez Twój Instagram i zauważyłam, że wśród Twoich prac królują buty dużych marek: Nike (głównie model Air Force), vansy, martensy i kultowe Sofixy. Czy obuwie do customu musi być markowe, czy mogą być też trampki z bazaru?

Wiesz co, nie musi być markowe, to totalnie nie jest wymóg, choć jakość skóry pomaga i na pewno takie buty są lepsze od tych z bazaru. Lubię, gdy klienci przychodzą do mnie z porządnym obuwiem i osobiście polecam zakup takiego, jeśli tylko jest możliwość.

Obuwie może pochodzić np. z małego sklepu, ale musi być oryginalne. Podchodzę z dużym szacunkiem do swojego fachu i sam posiadam sporą kolekcję butów, więc jeśli dostałbym zamówienie na custom na butach podrabianych, odmówiłbym. To zupełnie nie jest moja ścieżka.

Są jakieś inne warunki, które musi spełnić but, żebyś przyjął go do swojej pracowni?

Z zasady przyjmuję obuwie nowe, niechodzone. Na takim po prostu lepiej mi się pracuje – takie buty są czyste i skóra nie jest znoszona czy rozwarstwiona, co ma duże przełożenie na jakość samego customu. Natomiast jeśli ktoś ma używki do customizacji, ale są zadbane, jestem w stanie na nich popracować.

Co do samego materiału, z reguły pracuję na butach skórzanych ze skóry licowej i na butach materiałowych, np. z materiału canvas, z którego wykonana jest większość vansów. Można też pracować na materiałach typu flyknit i primeknit (z tych materiałów wykonane są np. buty Yeezy 350 czy niektóre modele od Nike). Na nich da się sensownie działać farbą, w przeciwieństwie do chociażby butów zamszowych.

„Jeśli dostałbym zamówienie na custom na butach podrabianych, odmówiłbym. To zupełnie nie jest moja ścieżka”

Możesz pochwalić się realizacjami dla kilku znanych osób, m.in. Łukasza „Lotka” Lodkowskiego czy Gimpera. Zastanawiam się, czy zlecenia od rozpoznawalnych osób to te, które wspominasz najlepiej? A może masz inne, do których wracasz myślami?

To nie jest zależne od tego, dla kogo wykonuję projekt. Czasami wracam myślami do samych projektów, ale nie do osób, dla których były robione. Lubię sobie powspominać te wyjątkowo udane, które pokryły się w stu procentach z moją wizją albo te, którym towarzyszyła np. dobra sesja zdjęciowa.

Nie oznacza to jednak, że współpraca z osobami znanymi nie przynosi mi radochy! Przeciwnie. Większość osób, z którymi działałem na zasadzie mini collaba, to osoby, które w jakimś stopniu podziwiałem. Np. Gimpera oglądałem od czasów gimnazjun, był to mój idol, nadal zresztą go lubię. Giga fajnie było zrobić dla niego buty, a potem spotkać się z nim i osobiście mu je wręczyć.

Podobnie Lotek – człowiek, którego standupy oglądałem godzinami i śmiałem się przy nich do rozpuku, a tu potem robię dla niego buciki. No piękna sprawa. Cieszę się, że moje hobby, i już poniekąd praca, przynosi mi nie tylko zarobki, ale też możliwość złapania kontaktu z ciekawymi ludźmi czy spotkania z dawnymi lub obecnymi idolami.

Warto też dodać, że pierwszą bardziej znaną osobą, która zamówiła u mnie custom, był Krzysztof „ArQuel” Sauć, twitchowy streamer. Z nim sytuacja była taka, że sam do mnie podbił. Wykonywałem wtedy bardzo niewiele customów, nie było ruchu, a na Instagramie notowałem małe cyferki, więc byłem w szoku. Na początku nie wierzyłem nawet, że to faktycznie on.

A jak wyglądały kulisy tych współprac? Te osoby same pisały do Ciebie z prośbą o custom, czy wychodziło to od Ciebie?

Ilu klientów, tyle historii. Z Gimperem na przykład wyglądało to tak, że na jego (nieistniejącej już) grupie Hajsownicy Gimpera wrzucałem co jakiś czas swoje prace i pytałem ludzi o zdanie. W końcu Gimper je zauważył i w jednym ze swoich filmów skierował do mnie pytanie, czy mógłbym takie wykonać również dla niego. Wtedy podbiłem do niego, zapytałem „siema, kiedy działamy?” i zaczęły się rozmowy (śmiech). Naprawdę jest różnie.

Zapytam jeszcze o Twój styl pracy. Lubisz pracować w ciszy czy przy muzyce? W pracowni czy na zewnątrz? Rano czy wieczorem? Pytam, bo w jednym ze swoich postów napisałeś kiedyś „godzina 11 z rańca” (śmiech)

Oj, mój tryb jest rzeczywiście ciężki. Zdecydowanie wolę noce, lubię zacząć pracę o 22 i pracować do 6 czy 7. Zupełnie nie lubię pracować rano. Wiem, że to niezbyt zdrowe, ale tak już mam. W nocy nikt mi nie przeszkadza i nic nie odwraca mojej uwagi.

Jeśli chodzi o miejsce, zwykle jest to moja pracownia, która jest też moją strefą komfortu i w której mam wszystko pod ręką, choć zdarza mi się kończyć custom np. na wyjeździe w hotelowym pokoju.

Muszę też przyznać, że lubię pracować pod presją czasu. Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że pracuję wtedy wydajniej i wpadam na lepsze pomysły. Przy okazji – wbrew pozorom – nie cierpi na tym jakość projektu i dbałość o szczegóły.

„Mogę zostawić u niego wszystkie pieniądze świata”

Przeglądałam Twoje story z opiniami klientów. I tu przepraszam, ale pozwolę sobie na dosłowny cytat: „(…) ludzie srają z wrażenia i to dosłownie” albo „mogę zostawić u niego wszystkie pieniądze świata”. Czy spotkałeś się w ogóle z negatywnym feedbackiem albo klasycznym internetowym hejtem na temat swojej działalności?

Czy spotkałem się z hejtem? Nie, myślę, że nie. Nawet gdy ktoś napisze mi, że dany projekt wyszedł słabo, to jest to po prostu jego zdanie i ma do tego prawo, luz. Nikt mnie też nie obrażał i trudno mi jest sobie wyobrazić taką sytuację. Ludzie raczej, powiem nieskromnie, jarają się tym, co robię.

Miałem za to jednego niezadowolonego klienta, który był dość trudny we współpracy. Ustaliliśmy wspólnie projekt i w trakcie rozmowy zadeklarował, że daje mi wolną rękę. Zrobiłem więc po swojemu, wysyłając najpierw do akceptacji szkic, jednak po otrzymaniu butów klient nie był zachwycony i okazało się, że nasze wizje totalnie się rozminęły.

Mimo wszystko są to jednostkowe sytuacje, na ogół mam super klientów, z którymi szybko łapię dobry kontakt. Mogę powiedzieć, że to dobre mordki.

Jedna z klientek podkreśliła też, że pozytywnie zaskoczyła ją szybkość realizacji – na swój custom czekała zaledwie trzy dni. Domyślam się, że to nie jest standardowy czas oczekiwania?

Zdecydowanie nie. W tym przypadku faktycznie uporałem się ze zleceniem szybko, pewnie byłem w artystycznym transie. Ale, jak słusznie podejrzewasz, jest to rzadkość. Zwykle na zamówienie czeka się u mnie dość długo. Wynika to trochę z mojego stylu pracy, a trochę z kolejki chętnych osób.

Poślizgi w deadline’ach też się zdarzają, nie będę owijał w bawełnę (śmiech), ale zawsze staram się, żeby ostateczny produkt wynagrodził klientowi ten czas oczekiwania. Nigdy jednak nie zawiodłem w przypadku, gdy custom miał być prezentem urodzinowym.

Najdłuższy projekt, nad jakim pracowałem, zajął mi rok. Był to projekt dla kumpla, co nie ułatwiało sprawy – wiadomo, jak to jest ze znajomymi. Mamy luźną relację i wiedziałem, że nie będzie na mnie wściekły. Co ciekawe, koniec końców był to w moim odczuciu jeden z lepszych customów, jakie stworzyłem.

Prowadzisz sam swoje konto na Instagramie? I czy reklamujesz się jeszcze na innych platformach?

Instagram był moim pierwszym medium, to na nim działam najwięcej i robię to sam. Oprócz tego prowadzę też na bieżąco Facebooka, przy którym pomagają mi moi ziomale. Warto na niego zajrzeć, bo poza samymi customami są też różne newsy i moja luźna gadka.

Testuję też TikToka i myślę, że kiedyś wystartuję z nim na poważnie.

Cofnijmy się teraz w czasie. Pierwsze wrzuty na Twoim Instagramie to nie customy, a szkice. Tak właśnie wyglądały Twoje początki czy wcześniej było jeszcze coś innego?

Chodziłem do liceum plastycznego w Zakopanem i tam zacząłem się badziej rozwijać pod kątem artystycznym, ucząc się m.in. szkicowania. W drugiej klasie zainteresowałem się modą i streetwearem. Później poznałem customy i dowiedziałem się – śledząc artystów ze Stanów – że w ogóle można malować po butach. Postanowiłem spróbować sam i do końca szkoły działałem w zasadzie równolegle: trochę ze szkicami, a trochę z customami. Po szkole poświęciłem się butom już w stu procentach.

Nie tak do końca w stu procentach, bo podejrzałam, że robiłeś też customizacje pudełek od AirPodsów, a niedawno do Twojej oferty weszły jeansowe katany. Planujesz jeszcze inne wyjątki od reguły?

Wiesz co, chciałbym być znany przede wszystkim z butów. To ja jestem ten od malowania butów, robię to najlepiej i z tego mnie macie znać. Katany rozważałem długo, ale w końcu się zdecydowałem. Na ten moment oficjalnie pozostaję tylko przy tych dwóch tematach.

Robiłem kilka nietypowych projektów, ale nie chcę się tym reklamować, nie chcę być kojarzony z tym, że potrafię malować po wszystkim. Chcę, by ludzie widzieli, że skupiam się na swoim fachu.

Doszedłeś do tego etapu, że żyjesz już wyłącznie z pasji?

Tak, customizacja to moje hobby i praca jednocześnie. Z tego się utrzymuję i z tego mam fundusze do dalszego rozwoju. Robię tylko to i nic poza tym.

Po jakim czasie doszedłeś do takiego poziomu?

Na moje szczęście wyglądało to tak od początku. Zaczynałem w liceum, więc jako uczeń wciąż miałem pełne wsparcie finansowe od rodziców i mieszkałem w domu rodzinnym. Nie miałem na sobie presji samodzielnego utrzymania się, dzięki czemu mogłem skupić się na pasji.

Jedyne, co musiałem nieco poświęcić, to naukę. Jak tylko zauważyłem, że customy idą mi dobrze, postanowiłem pójść za ciosem i przyznam, że nie byłem dobrym uczniem. Ale jak zawsze w życiu – coś jest kosztem czegoś.

Wszystkiego nauczyłeś się sam? A może są jakieś warsztaty z customizacji obuwia?

Wiesz co, jeszcze nie ma, ale daj mi parę lat, a będą. Szkółki dla customerów już za parę lat, zapraszam serdecznie! (śmiech)

„Szacunek do butów to recepta na nieśmiertelność customu”

Pokazywałam paru osobom Twoje prace i wszyscy byli pod wrażeniem, ale wszyscy też pytali o to samo: „ale co jak spadnie deszcz?”. No właśnie, co jak spadnie deszcz?

O to sam bałem się na początku działalności, ale moi klienci sprawdzili to za mnie. Każdemu klientowi zawsze przekazuję szczegółowe wskazówki, jak dbać o buty i mówię np. by nie wychodzić w nich na śnieg, bo obuwie nie lubi niskich temperatur.

Podobnie mówiłem o deszczu, ale kilku klientów zaliczyło ulewę w moim obuwiu i zgłaszało, że custom był w nienaruszonym stanie. Byłem w szoku, ale te buty naprawdę potrafią sporo wytrzymać! Szacunek do butów to recepta na nieśmiertelność customu. Ważne są też oczywiście materiały i jakość wykonania.

Twoi klienci mają zwykle precyzyjne życzenia co do produktu, czy może liczą na Twoją kreatywność i rzucają coś w stylu: „hej, lubię koszykówkę, wymyśl mi coś”?

To jest dokładnie coś w tym stylu i jestem wdzięczny swoim klientom za to, że mi ufają i mogę się wykazać. Zdarza się też, że klient przychodzi ze swoim projektem, ale jest to rzadkość.

Jak pracujesz, gdy musisz stworzyć custom dotyczący czegoś, czego nie znasz? Np. postaci z serialu, którego nigdy nie widziałeś?

Często jest tak, że ogarniam na szybko np. odcinek danego serialu albo jakieś urywki. Czasem, jeśli się wciągnę, oglądam nawet cały sezon. Jeśli nie mam czasu, a deadline mnie goni, wtedy w ruch idą Google, trailery i streszczenia. W taki sposób staram się wczuć w klimat projektu. To kolejny ciekawy aspekt mojej pracy.

„Jestem OuQier i zamierzam osiągnąć tyle, żeby dla nikogo moja nazwa nie była problemem”

Duże wrażenie robią na mnie nie tylko Twoje buty, ale też ich sesje fotograficzne. Np. buty z motywem orientalnym umiejscowione w… makaronie. Sam wymyślasz koncepty sesji?

Zdarza się, że fotografowie, z którymi współpracuję, podrzucą jakiś ciekawy pomysł, jednak w zdecydowanej większości przypadków koncepty są moje. Mega lubię robić te sesje i ogarniać wszystko, co z nimi związane. To jeden z najpiękniejszych, a może nawet najpiękniejszy moment mojej pracy – uchwycenie tego, co właśnie skończyłem robić.

Skąd wzięła się nazwa Twojego profilu? Nie jest ani prosta, ani łatwa do zapamiętania.

To prawda, nie jest to wybitna myśl marketingu (śmiech), ale też nie o to w tym chodziło. OuQier to nazwa, którą wymyśliłem, gdy szukałem unikalnego nicku do gry League of Legends, w którą gram już chyba z dziewięć lat.

Potem, gdy zacząłem działać z customami, nie wyobrażałem sobie, by nazwać się inaczej. Jestem OuQier i zamierzam osiągnąć tyle, żeby dla nikogo moja nazwa nie była problemem.

Na koniec klasyczne pytanie: masz jakąś radę dla młodych rękodzielników?

Tak. Przede wszystkim – nie patrzcie tylko na siano, bo to Was zgubi. Nie od początku będzie kolorowo i brak dużych zysków może Was zniechęcić. Skupcie się na rozwoju i tym, by być jak najlepszym w swoim fachu.

Zapraszam Was do siebie, sprawdźcie moją twórczość i z przymrużeniem oka patrzcie na te moje wielkie plany podboju świata, bo różnie w życiu bywa. Miłego dnia wszystkim.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*